Multany – Muntenia

Curtea de Arges

Około 40 km od Pitesti, w górę rzeki, leży miasteczko Curtea de Arges, którego nie wolno pominąć, podróżując w tych okolicach. W XIV-XVI w. była to podgórska siedziba (choć nie stolica) książąt wołoskich. Ozdobą miejscowości jest słynny przyklasztorny sobór Mistrza Manole, XVI-wiecznego architekta rumuńskiego, być może pochodzącego z Hiszpanii. Wedle legendy już w trakcie budowy uważano tę cerkiew za najpiękniejszą budowlę nie tylko w Rumunii, lecz także na świecie. Władca Nicolae Basarab obawiał się, że Mistrz Manole w przyszłości stworzy jeszcze piękniejszy kościół, więc postanowił zgładzić architekta. Gdy ten znajdował się na dachu całkowicie ukończonej budowli, na rozkaz księcia zdjęto rusztowania. Mistrz naprędce skonstruował skrzydła i uleciał, jednak niebawem runął na ziemię i zabił się, a w miejscu, gdzie upadł, wytrysnęło źródło o leczniczych właściwościach. Inna legenda opowiada, że mistrz zamierzał wznieść istny cud architektury, a ponieważ wierzył, że w tym celu musi poświęcić ukochaną istotę, kazał w fundamentach cerkwi zamurować żywcem swą młodą, piękną żonę. Potem los jakoby zemścił się na budowniczym.

Sama budowla to eklektyczna mieszanina elementów bizantyjskich i armeńsko-gruzińskich z wyraźnymi silnymi wpływami zachodniego renesansu, głównie architektury włoskiej. Wszystkie te składniki tworzą razem zadziwiająco spójny, piękny efekt. Żółte i złotawe ściany soboru, o bogatej ornamentyce, sprawiają wspaniałe wrażenie, zwłaszcza w promieniach jasnego południowego słońca. Sobór oraz pobliskie źródło, zwane Studnią Mistrza Manole, przyciąga pielgrzymki wiernych i tłumy turystów.

W Curtea de Arges warto zajrzeć również do zniszczonej dawnej kaplicy pałacowej (samego pałacu już nie ma), wzniesionej na przełomie XIV i XV w. wedle kanonów architektury bizantyjskiej. Ciekawe stare freski, wśród nich najstarszy w Rumunii, doczekały się wreszcie renowacji, podobnie jak cały obiekt, obstawiony obecnie rusztowaniami. Najbardziej interesujące malowidło przedstawia Matkę Boską w stanie błogosławionym – z wyraźnie zarysowanym brzuszkiem – rzecz niespotykana ani w ikonografii wschodniej, ani zachodniej. Przy odrobinie szczęścia koło cerkwi można spotkać uprzejmą panią, która ma wiele do opowiedzenia na temat obiektu i jego historii, a odpowiednio wynagrodzona, zapala świece na ołtarzu i puszcza taśmę z nastrojowymi śpiewami cerkiewnymi. Pani płynnie mówi po francusku, gorzej po angielsku, zna też kilka słów po polsku, nie na tyle jednak, żeby porozmawiać w tym języku.

Zrujnowana XIV-wieczna cerkiew Sin Nicoara stoi na wzgórzu w otoczeniu drzew. W pobliżu znajduje się niedrogi kemping z domkami i umywalnią pod gołym niebem. W miasteczku łatwo trafić w każde wybrane miejsce, ponieważ na głównym placyku ustawiono wyraźne, pomocne drogowskazy.

Poienari

Z Curtea de Arges w górę rzeki jeżdżą autobusy – aż do Poienari, przy granicy wołosko-siedmiogrodzkiej. W Poienari nie ma właściwie nic prócz imponujących ruin zamczyska Włada Palownika, górujących nad wąwozem o niemal pionowych ścianach. Warto pokonać 1400 stopni, by zobaczyć, jak rozległe widoki miał tu hospodar na swe malownicze włości. Same ruiny nie przedstawiają się tak wspaniale na górze, jak widziane z dna doliny. W 1888 r. jedna trzecia z tego, co do tamtej pory ocalało, runęła w dół urwiska, tak że zostało tylko trochę murów i dwie wieże.

Legenda głosi, że gdy podczas tureckiego oblężenia obrońcy zamku stracili nadzieję na wytrwanie, żona Włada Palownika rzuciła się z murów, wołając, że woli, by „jej ciało zgniło i zostało zjedzone przez ryby z Ardżeszu, aniżeli dostało się w ręce pohańców”. Sam hospodar miał podobno ujść z życiem, zmyliwszy pogoń dzięki podkowom przymocowanym do końskich kopyt tyłem do przodu. W powieści Brama Stokera właśnie tragiczny los nieszczęśliwie osieroconego męża przyczynił się do przemiany księcia Drakuli w krwiożerczego wampira.

U stóp zamkowej góry, nad wijącą się rzeczką, Rumuni uwielbiają urządzać sobie pikniki. Jeśli ktoś chciałby pójść w ich ślady, powinien przywieźć ze sobą własny prowiant, ponieważ w pobliżu raczej na pewno nie uda się go kupić.

Dalej w górę Ardżeszu

Na północ, do Transylwanii, przez Góry Fogaraskie biegnie wzdłuż rzeki Ardżesz słynna szosa transfogaraska, której zbudowanie kosztowało niewyobrażalnie wiele wysiłku oraz pochłonęło ogromne nakłady pieniężne. Trasa na pewno warta jest przemierzenia ze względu na fascynującą górską scenerię oraz imponujące rozwiązania konstrukcyjne samej drogi.

Tuż za Poienari droga wspina się serpentynami w górę, mijając ukrytą w skale hydroelektrownię (nie trzeba się dziwić na widok strzegących dziwnej dziury w skale strażników, a przede wszystkim nie należy fotografować owej dziury). Sekret wylotu tajemniczej sztolni wyjaśnia się za którymś z kolei zakrętem i tunelem, który wychodzi wprost na potężną, łukowato wygiętą zaporę. Tama spinająca brzegi doliny ma 160 m wysokości, a wytrzymuje napór wód sztucznego zbiornika – Lacul Vidraru – o powierzchni ponad ośmiu kilometrów kwadratowych.

Przepięknie położone jezioro dostarcza wspaniałych wrażeń widokowych, ale na tym kończą się jego zalety – nie pływają po nim żadne łódki, nie da się nawet zejść do wody, gdyż podobne do fiordów zatoczki ostro wrzynają się w strome górskie doliny, nie pozostawiając najmniejszego skrawka plaży. Okrążająca zbiornik trasa nie jest szczególnie uczęszczana, nie kursują tędy autobusy, a przyjeżdżający w te strony dla relaksu rumuńscy turyści zazwyczaj nie mają w swoich samochodach miejsca dla autostopowiczów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.