Wyżywienie we własnym zakresie w Rumunii nie sprawi podróżnikowi żadnego kłopotu. W sklepach bez problemu (czytaj: nie ma kolejek) można dostać podstawowe artykuły żywnościowe, po cenach znacznie korzystniejszych niż w Polsce. Wybierając się w góry, warto jednak zawczasu zaopatrzyć się w jedzenie, ponieważ niektóre schroniska, podobnie jak w Polsce, prowadzą jedynie bufety z napojami i słodyczami.
Ceny w rumuńskich restauracjach są bardzo przystępne i niełatwo byłoby wydać na wyżywienie więcej niż 10 $ dziennie. Niepowodzeniem mogą się wszakże zakończyć same poszukiwania lokalu gastronomicznego, a przede wszystkim może się znudzić ich skromna oferta, z niezmiennie królującymi w jadłospisach daniami: wieprzowina z rusztu, kotlet wieprzowy, pieczony kurczak, flaczki oraz frytki albo gotowane ziemniaki.
Często restauracja hotelowa jest jedynym porządnym tego rodzaju lokalem w całym miasteczku. Prywatnych restauracji i barów przybywa bardzo powoli, głównie dlatego, że niewielu Rumunów stać na stołowanie się poza domem.
Nawet w lepszych restauracjach cena obiadu dla dwóch osób, łącznie z butelką wina, mieści się w 15 $, a jedna osoba, zamawiając do posiłku tylko wodę, zapłaci nie więcej niż 2 $. Zawsze można zapłacić w lejach (kelnerzy żądający zachodniej waluty usiłują naciągnąć klientów). Wdzięczność za dobrą usługę okazuje się, zaokrąglając rachunek do równej sumy.
Dobrze jest przejrzeć kartę (meniu albo lista), nawet w języku rumuńskim. Kuchnia serwuje tylko te z potraw wymienionych w menu, przy których figurują ceny. Jeśli jednak w lokalu wyższej klasy obok nazw dań nie zaznaczono cen i kelner twierdzi, że nie ma innych kart (co zwykle jest nieprawdą), czasem lepiej wyjść niż pytać o cenę każdego dania. Tańsze knajpki mogą nie mieć kart, ale podawać całkiem niezłe jedzenie.
Część menu jest często czystą teorią, ale prawie wszędzie bywają smaczne zupy. W pojęciu Rumunów „wystawny” obiad (a taki uważa się każdy zamawiany w restauracji) nie obędzie się bez mięsa. Dlatego właśnie często wybór kończy się na kotletach i kurczaku. Wegetarianie powinni rozglądać się za daniami z sera (brinza/cascaval), pomidorów (rosii), papryki (ardei), grzybów (ciuperci) i jajek (ou). Sałatka to zwykle ułożone na talerzu krojone pomidory i ogórki (castraveti). Prawie wszędzie można zjeść na deser ciasto. Lepiej na wszelki wypadek sprawdzić, czy w rachunku [nota] nie ma ewentualnych „omyłek”, pamiętając jednak, że chleb i surówki często kalkulowane są oddzielnie.
Rumuński obiad powinien składać się z trzech dań, podobnie jak włoski. Zdaje się jednak, że tradycja ta odchodzi (albo już odeszła) w niepamięć. Do dania głównego standardowo podaje się chleb albo bułki, nawet jeżeli zamówione były ziemniaki czy frytki; te ostatnie traktuje się jako dodatek, chleb zaś – jako zapychacz. Przy stole biesiadnicy mówią sobie Pofta buna! (smacznego) i noroc! (zdrowia).
Rumuńskie specjalności
Do rumuńskich specjałów należą ciorba de perisoare (ostra zupa z kawałkami mięsa i jarzynami), ciorba de burta (flaczki zabielane), ghiveciu (giuwecz, rodzaj gulaszu z jarzynami), tocana (gulasz z cebuli i mięsa), ciorba de leguma (zupa jarzynowa gotowana zwykle na wywarze mięsnym). W restauracjach i barach podaje się mititei lub mici (wymawiane „micz” – pulpeciki z rusztu, formowane z mielonego mięsa w kształt krótkich kiełbasek, z dodatkiem ostrych przypraw i czosnku). Inne popularne dania to muschi de vaca / porc / miel (kotlet wołowy / cielęcy / jagnięcy), piept de pui (pierś kurczaka) i cabanos prajit (kiełbasa smażona). Warto zapamiętać kilka rumuńskich słów określających sposób przyrządzania potraw: z rusztu [la gratar], smażony (prajit), gotowany [fiert], pieczony na rożnie [la irigare). Niemal wszystkie potrawy podaje się z ziemniakami (cartofi), frytkami (cartofi prajiti) lub ryżem (orez).
Raczej trudno jest wytropić w restauracjach tradycyjne przysmaki rumuńskiej kuchni, ale naprawdę warto poszukać ich i uraczyć się nadziewaną papryką (ardei umplunti), małymi gołąbkami z mięsa i ryżu, zawijanymi w liście kapusty albo winorośli (sarmale), czy panierowanym móżdżkiem z szynką (cieier pane cu sunca). Mamaliga (mamałyga) to kasza kukurydziana w postaci kleiku, podawana w połączeniu z serem, mlekiem, śmietanką itp. Ze słodkości najczęściej zamówić można placinta (półokrągłe ciasteczka), clatite (naleśniki) oraz cozonac (słodka bułka). Ciastka w cukierniach przeważnie są bardzo słodkie.
NAPOJE
W Rumunii trzeba koniecznie poznać smak doskonałych – i tanich – miejscowych win (vin). Natomiast krajowe piwo (bere), chociaż również niedrogie, nieco ustępuje jakością temu, do którego jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce. Co oczywiście nie znaczy, że nie warto go spróbować. Piwa węgierskie i niemieckie są drogie (w Klużu mała puszka heinekena kosztowała 5 $). Wina cieszące się największą sławą to Cotnari, Murfaltar, Odobesti, Tirnave i Valea Calugareasca. Czerwone to negru i rosu, białe alb, wytrawne sec, słodkie dulce, musujące spumos lub sampanie. Win de masa oznacza wino stołowe. Nawet w restauracjach dwugwiazdkowych hoteli butelka dobrego wina rumuńskiego nie powinna kosztować więcej niż 3 $. Wszędzie do wina podaje się standardowo wodę mineralną (apa minerala) – Rumuni mieszają w kieliszku trunek z gazowaną wodą i piją to w postaci tzw. szprycera. Naturalnie można kelnerowi od razu powiedzieć, że woli się wino bez wody (nu apa). Crama to odpowiednik winiarni, a brarie – bar lub piwiarnia.
W okresie winobrania warto skusić się na świeże, nie sfermentowane wino (must) albo wino młode (turburel). Tuica (cujka, słaba śliwowica) i palinca (koniak o smaku morelowym) bywają serwowane jako aperitify. Czysta wódka (vodka) jest osobliwie tania i osobliwie sprzedawana. Nawet w byle jakiej budce ze słodyczami przy dworcu można kupić wódkę w szklanej kapslowanej butelce (0,33 l), butelce plastikowej (0,5 l) lub w małym kartoniku, jak u nas sok czy wodę mineralną. Trudno jednak ręczyć za dobrą jakość takiego napitku.
Na śniadanie Rumuni piją przeważnie jogurt lub mleko. Zamawiając herbatę (ceai), można być pewnym, że pojawi się na stole dość mocno posłodzona, ale za to niezbyt mocna. Prośba, żeby nie dodano do niej cukru (nu zahar), nie zawsze zostaje spełniona. Podobnie zresztą jest z kawą (cafea). O mleko do kawy czy herbaty trzeba specjalnie poprosić (cu lapte). W dawnych dobrych czasach kawę w Rumunii parzono tradycyjnie sposobem tureckim – w małych miedzianych tygielkach, podgrzewanych w gorącym piasku. Dziś już lepiej nie liczyć na tak przyrządzoną małą czarną, kawiarnie podają zazwyczaj tylko kawę z ekspresu (cafea filtru) oraz tzw. ness, która z produktem znanej firmy o tej nazwie nie ma nic wspólnego, podobnie zresztą jak z jakąkolwiek prawdziwą kawą rozpuszczalną. Ta obrzydliwa zbożowo-jarzynowa lura mało komu przechodzi przez gardło.
Woda mineralna jest tania i powszechnie dostępna. Soki owocowe (suc de fructe) są tradycyjnie zawiesiste, z drobinkami owoców.
ROZRYWKA
Informacji dotyczących miejscowych festiwali i wydarzeń kulturalnych udzielają biura turystyczne. W miastach można o to pytać w teatrach i salach koncertowych oraz w kasach. W Bukareszcie, Jassach, Klużu-Napoce i Timisoarze są sceny operowe. Zestawienia imprez kulturalnych zamieszczają lokalne czasopisma dużych miast, ale trzeba umieć je rozszyfrować. Bary hotelowe najczęściej bywają ponure i pretensjonalne, a w dyskotekach nierzadko odbywają się niewyszukane przedstawienia erotyczne. Raczej trudno znaleźć sympatyczny lokal, ale warto poszukać: zdarzają się miłe knajpki.
CO WARTO KUPIĆ
Tradycyjnie w Rumunii kupuje się śliwowicę, haftowane bluzki i wyroby rzemiosła. Te ostatnie sprzedawane są we wszystkich najczęściej odwiedzanych przez turystów miejscach, na przykład przy zamku w Branie i przy klasztorach Bukowiny. W sklepach Romarta można nabyć szkło, tkaniny, konfekcję damską i ceramikę, a o rumuńskie nagrania najłatwiej w sklepach Muzica. Piractwo kasetowe w Rumunii już nie istnieje, kasety i płyty CD w przeliczeniu kosztują tyle samo, co u nas.
Książki sprzedaje się w księgarniach i na ulicznych stoiskach. Nie wolno wywozić z kraju pozycji wydanych przed rokiem 1973. Zawsze dobrze jest mieć pod ręką coś do pisania, żeby poprosić sprzedawcę o napisanie ceny, jeśli zdarzą się jakieś wątpliwości. Nigdy nie zaszkodzi też przeliczenie wydanej reszty.