Rumuńska Rewolucja 1989 roku
Rumuńska rewolucja przebiegała z typowym dla mieszkańców Południa zacięciem i pasją. Iskrą zapalną stały się wygłaszane w małym kościele węgierskim w Timisoarze, wymierzone w dyktatorskie rządy, publiczne wystąpienia ojca Laszlo Tókesa. Decyzja Zreformowanego Kościoła Rumunii o usunięciu pastora z zajmowanego urzędu wywołała powszechne oburzenie i następnego wieczora przed jego domem zgromadził się tłum, a przed godziną 21.00 protesty przerodziły się w głośne demonstracje. Gdy policja rozpoczęła aresztowania, rozruchy ogarnęły także inne części miasta, na ulicach pojawiły się pojazdy opancerzone.
17 grudnia w Bukareszcie naprzeciw potężnego tłumu zebranego na bulevardul 30 Decembrie (obecnie Piata Victoriei) stanęły oddziały Securitate (tajna policja) i regularnej armii. Kiedy demonstranci wdarli się do dzielnicowej siedziby partii i wyrzucili przez okno portret Ceausescu, siły porządkowe przystąpiły do oczyszczania placu, kierując przeciwko protestującym czołgi i zmotoryzowane siły zbrojne. Nie zapobiegło to dalszym rozruchom na pobliskim placu Libertyn.
Tego samego popołudnia Polityczny Komitet Wykonawczy potępił „łagodne” akcje militarne i nakazał użycie ostrej amunicji. Securitate wypełniła rozkaz… Coraz więcej było ofiar. Zebrane zwłoki pochowano w zbiorowym grobowcu albo przesłano do krematorium w Bukareszcie. Punkt zwrotny nastąpił 19 grudnia, po tym jak wojsko w Timisoarze przeszło na stronę buntowników.
Aby zyskać na czasie, 20 grudnia wysłano tam przedstawicieli rządu, ale rzekome negocjacje skończyły się wraz z przybyciem nowych oddziałów Securitate i ostrzelaniem demonstrantów. Około szóstej wieczorem Ceausescu powrócił z oficjalnej wizyty w Iranie i natychmiast ogłosił stan wojenny dla okręgu Timię. Wyprawiono tam wojskowe transporty kolejowe z rozkazem zdławienia buntu.
21 grudnia miało miejsce dziwne wydarzenie. Ceausescu postanowił zebrać robotników przed budynkiem Komitetu Centralnego w stolicy, aby pokazać światu ich poparcie dla działań podejmowanych przeciwko „chuligańskim” zamieszkom w Timisoarze. Okoliczne fabryki skwapliwie wysłały więc swych najbardziej zaufanych aktywistów, by oklaskiwali przemówienie przywódcy. Ale przybywszy wcześnie rano na Piata Gheorghe Gheorghu-Dej (aktualnie Piata Revolutiei), dowiedzieli się, że prezydent zmienił zdanie i mogą wrócić do domów. Prawdziwe przyczyny tego ruchu pozostaną już chyba tajemnicą, ale przypuszcza się, że partyjni konspiratorzy chcieli w ten sposób jeszcze mocniej zachwiać pozycję Ceausescu. Mówi się, że ludzie tacy jak łon Iliescu uważali pewne stopniowe przemiany za nieuniknione i postanowili poświęcić wodza, aby utrzymać kontrolę nad rozwojem wypadków. W kilka godzin później zapowiedziano, że mowa jednak zostanie wygłoszona i oczekuje się przybycia robotników. Ale tym razem kierownicy fabryk musieli się bardziej natrudzić, aby zebrać wymaganą liczbę osób i nie był to już skład wypróbowanych działaczy.
Gdy Ceausescu rozpoczął przemowę z balkonu budynku Komitetu Centralnego, od strony powstrzymywanych przez policjantów młodych ludzi dobiegły gwizdy. Napięcie milczącego tłumu rosło, aż nagłe okrzyki dezaprobaty przerwały wystąpienie w pół słowa. Ceausescu zadrżał; a na jego twarzy odmalowało się ogromne, zaskoczenie, zarejestrowane przez realizujące przekaz na żywo kamery telewizyjne. Piekło rozpętała młodzież próbująca przebić się przez kordon policyjny, podczas gdy przyjezdni robotnicy ratowali się ucieczką. Ponaglany przez żonę Ceausescu usiłował kontynuować przemówienie pomimo toczących się na placu walk. Musiał jednak przerwać, gdy ktoś niespodziewanie wyłączył kasetę z nagranymi wcześniej oklaskami i wiwatami.
Protestujący wycofali się na szeroką aleję pomiędzy Piata Universitati i Piata Romana. Około 14.30 uzbrojone w kije i tarcze zwarte grupy ustawiły się wzdłuż calea Victoriei, a tajna policja przystąpiła do aresztowań. Nadciągało coraz więcej policji i wozów opancerzonych, ale powiększała się też liczba demonstrantów, otoczonych na obydwu placach. Około 17.00, kiedy tłum nie zareagował na wezwanie do rozejścia się, na Piata Romana padły najpierw strzały ostrzegawcze, a potem ruszyły do ataku oddziały pancerne, oddając serie z pistoletów maszynowych.
Wozy opancerzone wdarły się także w tłum zgromadzony przed hotelem Inter-Continental na placu Universitatii. Oblewani lodowatą wodą uczestnicy protestu odmówili poddania się i na oczach zachodnich dziennikarzy, rezydujących w pobliskim hotelu, zaczęli wznosić barykady. O 23.00 siły porządkowe przystąpiły do szturmu, taranując barykady czołgami. Przed świtem plac został oczyszczony, a zwłoki usunięte.
22 grudnia od 7.00 rano manifestujący zaczęli się zbierać na Piata Romana i Piata Universitiatii. Przed 11.00 naprzeciw tysięcznego tłumu stanęły zwarte szeregi oddziałów armii, czołgów i jednostek Securitate, blokując dojście do gmachu Komitetu Centralnego, gdzie rzekomo ukrywał się Ceausescu. Rozeszły się pogłoski, że generał Milea, minister obrony, który odmówił wydania rozkazu oddania strzałów do ludności, został zmuszony do popełnienia samobójstwa. Rozległ się coraz śmielszy śpiew „Wojsko z nami!” i protestujący zaczęli podchodzić do ustawionych naprzeciw w szyku żołnierzy, wręczając im kwiaty i częstując papierosami.
O 11.30 bukareszteńskie radio podało wiadomość o tym, że „zdrajca” Milea „popełnił samobójstwo”, a na obszarze całego kraju wprowadzono stan wyjątkowy. Tysiące ludzi ruszyło w kierunku gmachu Komitetu Centralnego, Securitate cofała się. Około południa na balkonie ponownie pojawił się dyktator, usiłując coś powiedzieć. Gwizdy i rzucane przedmioty zmusiły go do ukrycia się wewnątrz budynku. W tym momencie tłum, któremu tym razem nie przeszkodziła policja, wdarł się do gmachu przez główne drzwi. Ceausescu z żoną i kilkoma innymi osobami zdołał wsiąść do czekającego na dachu helikoptera. Wkrótce rebelianci wkroczyli do gmachu telewizji i radia, nie napotykając nigdzie na opór.
Uciekinierzy dotarli do willi Ceausescu w Snagovie, na północ od Bukaresztu. Zgodnie z planem mieli się udać na lotnisko w Pitesti, stamtąd zaś przedostać się za granicę. W połowie drogi pilot prezydenckiego śmigłowca wylądował, pozorując awarię maszyny. Dwaj oficerowie ochrony zarekwirowali przejeżdżający samochód i wszyscy wyruszyli w kierunku Tirgoviste, gdzie Ceausescu został aresztowany i przewieziony do bazy wojskowej.
23 grudnia odbył się w trybie doraźnym proces Eleny i Nicolae Ceausescu. Skazani zostali na karę śmierci przez rozstrzelanie. (Przewodniczący składowi sądowemu generał armii w dwa tygodnie później odebrał sobie życie). Nazajutrz w telewizji pokazano ich ciała, prawdopodobnie po to, by stłumić opozycję najwierniejszych członków tajnej gwardii, którzy mogliby podjąć próby ich ratowania. Donoszono o zaciekłym oporze Securitate, ale w rzeczywistości to właśnie ściany budynków sił bezpieczeństwa nosiły najwięcej śladów kul. Można by stąd wnosić, że to Securitate była najbardziej natarczywie atakowaną stroną. Gdyby użyła nowoczesnej broni, jaką dysponowała, liczba ofiar byłaby nieporównywalnie wyższa.
Obecnie uważa się, że pośpieszny proces Ceausescu miał na celu przede wszystkim ochronę byłych członków partii, a nie powstrzymanie Securitate. Po prostu Elena i Nicolae wiedzieli zbyt wiele, by można było dopuścić do otwartego procesu. I nikt nie wątpi, że gdyby dano im prawo obrony na publicznej rozprawie, wielu spośród poważanych w późniejszych latach rumuńskich polityków nie miałoby szans na zdobycie poparcia w wyborach w 1990 i 1992 r.
Dane dotyczące strat poniesionych w trakcie rewolucji były znacznie przesadzone. Gdy Ceausescu zasiadał na ławie oskarżonych, twierdzono, że w czasie rewolucji poniosło śmierć 64 000 osób (dyktatorowi przedstawiono nawet zarzut ludobójstwa). W kilka dni później liczbę tę odniesiono do całego okresu jego 25-letnich rządów. Po tygodniu liczba ofiar nie przekraczała już 7000, w ostatecznym rachunku zredukowana została do 1033. W Timisoarze zginęło 115 ludzi, a nie – jak pierwotnie szacowano – 4000.